news
|
|
« Odpowiedz #96 : Październik 04, 2013, 11:49:16 » |
|
,, Marek Piotrowski - polska legenda walczy z chorobą
Nie był i nie jest postacią z pierwszych stron gazet, co powinno zresztą dziwić. Niestety, ludzie wolą nieutalentowanych celebrytów od ludzi, którzy zrobili dla dobrego imienia naszego kraju naprawdę wiele. A takim niewątpliwie był Marek Piotrowski, o którym mowa, jeden z najlepszych sportowców, jakich kiedykolwiek wychowała Polska. Niestety, dziś jest poważnie chorym człowiekiem.Piotrowski urodził się w 1964 roku w miejscowości Dębe Wielkie i od najmłodszych lat przejawiał zainteresowanie i talent do sportów walki. Zaczynał od jujitsu, potem przeszedł na karate kyokushin, w którym został mistrzem Polski juniorów. Rok później nie dał już nikomu szans w "seniorach". Do absurdu doszło w 1987 roku kiedy zdobył mistrzostwo Polski w... kickboxingu full contact, mimo że była to w kraju wówczas dyscyplina zakazana prawnie. W 1988 roku Piotrowski, będąc już mistrzem świata amatorów, pojechał do Ameryki. Talent posiadał niewiarygodny, a umiejętności najwyższe z możliwych. Zaledwie rok później został mistrzem świata organizacji IKF, a warto wspomnieć, że był to ówczesny odpowiednik UFC. Kickboxing gonił popularnością boks i długo utrzymywał się na topie. Wyparła go dopiero formuła MMA. Piotrowskiego znała Ameryka, ale w Polsce jego sukcesy pojawiały się w wiadomościach sportowych jedynie w formie krótkich notek. W sumie stoczył w tym sporcie 44 walki, 42 wygrywając. Dwie porażki zaliczył po pasjonujących bojach z zawodnikami najwyższej światowej klasy. Zresztą karierę zakończył w fenomenalnym stylu. Pokonując w Krakowie Włocha Stefano Tomiazzo zunifikował wszystkie najważniejsze światowe tytuły w wadze półciężkiej. Próbował swoich sił także w boksie i szło mu znakomicie. Wygrał wszystkie ze swoich 21 walk i prawdopodobnie zostałby mistrzem świata, gdyby nie kłopoty zdrowotne. Federacja IBF zaproponowała mu walkę o pas z Reggie'em Johnsonem, ale Piotrowski z bólem serca musiał odmówić. Było to w 1997 roku, kilka miesięcy po jego ostatniej walce w karierze bokserskiej.
Dlaczego go nie doceniano? W dobie braku internetu i nierównej popularności sportów walki w Polsce i za oceanem (teraz jest zupełnie inaczej), Piotrowski nie miał szans przebić się na czołówki pierwszych stron gazet. Pewną rozpoznawalność jednak osiągnął, ponieważ niektóre jego walki pokazywała na początku lat 90. w nocy polska telewizja. Niestety, sztuki walki kosztowały go bardzo wiele. Wiele ciepłych słów o Piotrowskim powiedział jego były kolega z kadry narodowej, a także trener sportów walki Tomasz Skrzypek wraz z dziennikarzem Bartkiem Czekańskim w wywiadzie z serwisem "bokser.org". - To nasze natchnienie - powiedział ten drugi. - To było niewiarygodne, że Polak pojechał do USA i wygrywał walki, bił Amerykanów. Marek Piotrowski był wzorem sportowym, ale także nigdy nie lansował się w mediach, nie stawiał na marketing, jego życie to była walka - powiedział Skrzypek. - Drogę wojownika, samuraja, przeszedł od początku do końca, ze wszystkimi konsekwencjami, które się z tym wiążą. Miał przez to rozbitą rodzinę, miał kłopoty zdrowotne, ale dalej jest sobą i dalej droga wojownika go prowadzi - dodał. Niestety kolejne słowa Skrzypka przypominają o smutnym końcu kariery gwiazdora. - On ma zdiagnozowane drugie, czy trzecie stadium choroby bokserskiej, to coś pomiędzy chorobą Parkinsona, a schizofrenią, na zewnątrz wygląda to jak otępienie - powiedział. Był to oczywiście skrót myślowy, trener mówił bowiem o encefalopatii bokserskiej. To choroba, z którą polski legendarny wojownik zmaga się od końca lat 90-tych. Jest schorzeniem neurologicznym, które w mniejszym lub większym stopniu dotyka 15% wszystkich sportowców uprawiających sporty uderzeniowe. Rozwija się 12-16 lat od rozpoczęcia kariery i jest zewnętrznym skutkiem ciężkiego uszkodzenia mózgu. Ostrzegamy przed pochopnym utożsamianiem przypadłości Piotrowskiego z chorobami psychicznymi. Kickboxer ma problemy z wyraźnym mówieniem, ale jest w pełni sprawny umysłowo, jego wypowiedzi są nacechowane głębokimi przemyśleniami i wrodzoną inteligencją. Warto wspomnieć, że w zaledwie dwa lata nauczył się płynnie posługiwać językiem angielskim, co nie udaje się niektórym polskim sportowcom przebywającym za oceanem znacznie dłużej. Panu Markowi, autorytetowi i legendzie, życzymy zdrowia i udzielenia jeszcze wielu rad młodym adeptom polskich sztuk walki. A może wraz z rozwojem medycyny także chorobę, najtrudniejszego przeciwnika, uda się po długim boju pokonać. Roman Koń ''
|